20 kwietnia 2018

nowości Eveline Cosmetics

Hej! W dzisiejszym poście przedstawiam Wam produkty Eveline Cosmetics. Nie zdziwi Was chyba akt, że najbardziej z nowości zainteresowała mnie przepiękna paleta cieni BURN. Ostatnio przymierzałam się do kolejnej paletki tej marki. Z poprzedniej wersji ROSE bardzo byłam zadowolona, a w tym przypadku też się nie zawiodłam. Opakowanie wygląda bardzo podobnie - jest stabilne i zarazem delikatne. W paletce znajdziemy 12 trwałych cieni: 4 metaliczne, jeden satynowy oraz siedem matowych. Pozwolą nam one wyczarować delikatny look jak i również wieczorowy makijaż smoky eyes - wtedy możemy poszaleć trochę więcej z kolorami. :) Zadowolona jestem bardzo z konsystencji cieni i ich pigmentacji: są miękkie i łatwo nakładają się na pędzel nie osypując się na powiekę. Łatwo się z nimi pracuje przez to, że kolorystycznie do siebie pasują i ładnie blendują. Jak w przypadku poprzedniczki tej paletki, trwałość jest świetna. Produkt długo utrzymuje się na powiece bez osypywania, czego nie znoszę. Jestem bardo pozytywnie zaskoczona, zdecydowanie must have tego sezonu!


Pozostając w temacie oczu, przechodzimy do aktywnego serum stymulującego wzrost rzęs. Na swoje rzęsy nie narzekam, ale która z nas nie marzy o wachlarzach do nieba? :) Produkt ten ma nam w tym pomóc. Spowalnia on proces wypadania rzęs, tym samym je wzmacniając i wydłużając. Jak możecie się domyślać, na efekty trzeba czekać minimum 3 tygodnie. Koleżanki pytały się czy przedłużałam rzęsy, więc produkt jak najbardziej spisał się na medal. ;) Serum stosujemy jak eye-liner wieczorem.


W codziennym makijażu lubię podkreślić brwi - głównie dlatego skusiłam się na korektor stopniowo brązujący z henną. Nie dość, że stosując go codziennie nasze brwi rzeczywiście będą ciemniejsze, dodaje im blasku oraz koloru. Stosując takie produkty zwracam uwagę opakowanie i szczoteczkę, która ułatwia aplikację w biegu rano gdy jedną ręką popijam kawę, a drugą maluję. ;) Jeżeli chodzi o pudry, to wolę je zdecydowanie w stanie sypkim. Ten przyciąga uwagę swoim opakowaniem i formą wykonania. W opakowaniu znajdziemy kulki w 5 kolorach, które mają za zadanie nadać naszej cerze równomierny koloryt i promienny wygląd. Kuleczki wyglądają przepięknie, są dopracowane i łatwo je rozprowadzić pędzlem. Niestety, kolorystyka okazała się nie dla mnie. W pudełeczku znalazłam dużo różowych kuleczek, które nie wyrównywały kolorytu mojej cery, a raczej nadawały różowy odcień pozostawiając brzydkie plamy. Takim oto sposobem puder używam jako róż. ;)

A teraz przedstawiam Wam hit wszystkich hitów czyli... Oh My Lips Mett Lip Kit. Zestaw do makijaż ust w którym znajduje się konturówka oraz matowa pomadka w płynie. Bardzo lubię takie połączenia 2w1 - tutaj zauważyłam jednak lekką różnicę w kolorystyce  i kredka jest jaśniejsza niż pomadka. Posiadam odcień 04 oraz 02. Kredka jest bardzo miękka z pewnością sprawdzi się też do innych pomadek, wygodnie i łatwo się nią rysuje a do tego posiada temperówkę. Trwałość niestety nie jest najlepsza, więc warto mieć pomadkę przy sobie, gdy wypijemy kawkę. :)


Podkład oraz baza. Ten duet testowałam razem i fajnie się ze sobą komponuje. Baza jest rozświetlająco-wygładzająca. Konsystencja jest gęsta, a różowy kolor produktu zlewa się z odcieniem cery. Po użyciu możemy zauważyć efekt nawilżenia i lepką warstwę na skórze. Niweluje widoczność porów. Podkład jest nowy na rynku, a już zrobił małe zamieszanie. :) Zacznijmy od opakowania. Produkt znajduje się w szklanej, przezroczystej buteleczce, dzięki czemu łatwo nam zobaczyć ile podkładu zostało. Do jego nakładania używam pipetki – higienicznie, bez zbędnych ubrudzeń aplikuję ilość podkładu bezpośrednio na twarz.
 Konsystencja jest bardzo rzadka, a krycie jest delikatne i lekkie. Fajnie wyrównuje koloryt i nadaje skórze matowe, satynowe wykończenie. Wykończenie delikatne i idealne na codzienny makijaż.
Plusy:
                    zapach
                    konsystencja
                    wygodne opakowanie

Minusy:
                    podkreśla skórki
                    małe krycie

12 kwietnia 2018

Crazy Masks i Magic Eggs Bielenda

Dzisiejszy post będzie głównie dla Kobietek, bo pogadamy sobie o... przeuroczych maseczkach od firmy Bielenda oraz Magic Eggs. Produkty są nowe na rynku polskim. Już dawno miałam zamiar przetestować te cudeńka -  do tej pory maseczki jakie wykonywałam znajdowały się w tubce bądź jednorazowym opakowaniu. Muszę przyznać, że urocze nadruki które znajdują się na płachcie zachęcają do zakupu i przykuwają uwagę w sklepie. Crazy Masks znajdziemy w kilku wariantach. Panda, kot, mops... do wyboru do koloru! Ja od razu zabrałam się do testów maseczki z pandą. Zawiera ona bambus wygładzający cerę zieloną herbatę oraz węgiel działający antybakteryjnie. Opakowanie jest małe, więc płachta złożona jest w nim kilka razy – mimo tego, łatwo ją rozłożyć i bez problemu zaaplikować. Otwory na nos, usta oraz oczy są fajnie wycięte i nie są za małe jak to w niektórych maseczkach bywa. Na opakowaniu znajdziemy informację odnośnie aplikacji oraz użycia. Maseczkę trzymamy na twarzy 15 minut, nie zalecam dłużej – płachta po tym czasie wysycha. Po jej użyciu skóra jest fajnie nawilżona, promienna, a pory się zmniejszyły. Niestety, po zastosowaniu maseczki na twarzy zostaje nieprzyjemna lepka warstwa, którą musimy zmyć aby się nie łuszczyła.
Podsumowując...

Plusy:
                    nawilżenie
                    przeurocze nadruki
                    łatwość aplikacji
                    widoczne efekty działania maseczki

Minusy:
                    lepka warstwa po zastosowaniu
                    cena jest wyższa, niż w przypadku zwykłych maseczek

Magic Eggs od Bielendy przypominają mi znane wszystkim balsamy do ust EOS. Do wyboru mamy 3 warianty zapachowe: kokos, dzika truskawka i waniliowa malina. Chyba nie zdziwię Was, jak powiem, że opakowanie jest przeurocze i praktyczne. Warto sprawić sobie coś, co cieszy oko. :) Moim ulubieńcem jest kokos – zapach obłędny! Dużym plusem jest wydajność produktu. Przy codziennym stosowaniu końca nadal nie widać, nie wspominając o łatwej aplikacji. Co więcej, super nawilża, nie podrażnia i fajnie się trzyma. Dobrze zabezpiecza usta przed wysuszeniem i zimnem. Lubicie takie balsamy w oryginalnych i podręcznych opakowaniach?

3 kwietnia 2018

hybrydy krok po kroku Semilac

Cześć! Ostatnio bardzo polubiłam się z hybrydami. Manicure dzięki nim jest perfekcyjny przez kilka tygodni, a samodzielne wykonywanie stylizacji daje mi dużo frajdy. Ostatnio zaopatrzyłam się w nowe lakiery Semilac. Marka ta towarzyszy mi już od dłuższego czasu i za każdym razem ich produkty mnie zaskakują. Tym razem skusiłam się na ciemniejsze barwy, mój wybór padł na Siren, Nuts Caramel, Amazor Forest i Intense Red.
Moja formuła robienia hybrydek się nie zmieniła, jednak nadszedł czas zamiany mojej starej lampy na nową, mniejszą, lżejszą i co najważniejsze....szybszą - taka właśnie jest lampa 24W LED. Czas utwardzania wynosi od 30 do 60 sekund.
Dlaczego wybieram Semilac?
Po pierwsze, jak każda kobieta lubię fajne, rzucające się w oczy opakowania. :) Te są bardzo ładne, podręczne i fajne się ich używa podczas wykonywania manicure. Ważne są dla mnie same lakiery: zaczynając od pędzelka - jest świetny! Nawet na krawędziach paznokcia super daje sobie radę, fajnie kryje. Trwałość? Bez zarzutu. :) Lakiery spokojnie utrzymują się kilka tygodni bez żadnych poprawek. Nie ma mowy o odpysknięciach - szczególnie po użyciu warstwy utrwalającej. Gama kolorystyczna proponowana przez markę Semilac jest ogromna, więc każda z nas kobietki powinna b być  usatysfakcjonowana.
Do wykonywania hybryd potrzebne są:
- lampa
- lakier podkładowy
- lakier hybrydowy
- top do utrwalenia i dodania połysku
- cleaner
- patyczki, pilniki, waciki
Zaczynam od odsunięcia skorek patyczkiem, a następnie matowię płytkę blokiem polerskim i nadaję kształt paznokcia pilnikiem. Po nasączeniu cleanerem płytki cleanerem nakładam pierwszą warstwę lakieru hybrydowego Semilac. Po utwardzeniu w lampie bez przemywania cleanerem nakładam drugą warstwę. Na koniec pozostaje tylko pomalowanie paznokci cienką warstwą Semilac Top , która utrwala nasz manicure i dodaje fajnego połysku. Ostatnim etapem jest przemycie cleanerem oraz olejkiem.